

Ta płyta zainspirowana jest japońskimi elektrowniami atomowymi i powojennym cudem gospodarczym oraz "nuklearną" rośliną Mihama i zaczął powstawać już w lutym 2011, na kilka tygodni przed trzęsieniami ziemi, tsunami i katastrofą w Fukushimie. Niechcący stał się prorokiem kataklizmu.
Tak pisał w lutym 2011:
"Decided to make an album inspired by the Japanese post-war economic miracle. While searching for more information I found an old photo of the Mihama nuclear plant. The fact that this futuristic-looking plant was situated in such a beautiful spot so close to the sea made me curious. Are they safe when it comes to earthquakes and tsunamis? Further reading revealed that many of these plants are situated in earthquake-prone areas, some of them are even located next to shores that had been hit in the past by tsunamis.
A photo of Mihama made me narrow down my focus only to Japanese nuclear plants. I wanted to make a soundtrack to some of them, concentrating on the architecture, design and localizations, but also questioning the potential radiation danger (a cooling system being destroyed by a landslide or earthquake, etc). As the head of the Nuclear and Industrial Safety Agency said: "the plants were so well designed that 'such a situation is practically impossible'".
The album was finished on February 13th. On March 17th I received the following message from a Facebook friend: "Geir, some time ago you asked people for a photo of a Japanese nuclear powerplant. Is this going to be the sleeve of your new coming album? But more importantly: how did you actually predict the future?
kind regards, David"."
Recenzja z Nowamuzyka.pl autorstwa Macieja Kaczmarskiego:
"Symfonia katastrofy.
Wydając w zamierzchłym roku 1997 album “Substrata” jako Biosphere, Geir Jenssen znalazł się w sytuacji paradoksalnej – jak zresztą każdy autor dzieła wiekopomnego, będącego punktem odniesienia dla innych twórców i, co za tym idzie, wielokrotnie naśladowanego. Z jednej strony zapewnił sobie trwałe miejsce w historii muzyki, z drugiej zaś ustawił poprzeczkę tak wysoko, że nawet jemu samemu ciężko było ją przeskoczyć. Taka dola kogoś, kogo jeszcze za życia określono mianem klasyka.
Wygląda na to, że Biosphere nieoczekiwanie (i prawdopodobnie wbrew własnej woli) znów stał się wizjonerem. Z najnowszym longplayem norweskiego producenta wiąże się interesująca w swojej profetyczności historia. Otóż w lutym 2011 roku Jenssen wpadł na pomysł nagrania koncept-albumu o powojennym cudzie ekonomicznym w Japonii, a następnie – pod wpływem zdjęcia przedstawiającego elektrownię atomową nad brzegiem morza – skupił się wyłącznie na temacie energii jądrowej.
Koncept wyprzedził rzeczywistość. Kiedy w marcu Jenssen finalizował album, doszło do największej katastrofy w historii Japonii. Pomimo zapewnień krajowego dozoru jądrowego (NISA), którego przedstawiciele utrzymywali, że elektrownie są tak zaprojektowane, iż przetrwają wszystko, trzęsienie ziemi doprowadziło do poważnych awarii kilku z nich. Gdyby nie doszło do katastrofy, „N-Plants” byłby kolejnym albumem konceptualnym dotykającym potencjalnego niebezpieczeństwa. Tymczasem stał się artystycznym komentarzem realnej sytuacji, której skutków nadal nie znamy.
Zadziwiający zbieg okoliczności w oczywisty sposób karze patrzeć na ten materiał zupełnie inaczej – jako swego rodzaju epitafium dla poległych i jednocześnie przekaz dla reszty świata. Przyznać bowiem trzeba, że Biosphere porusza temat wyjątkowo aktualny pod każdą szerokością geograficzną. Świat jest skomplikowanym zestawem naczyń połączonych, w którym żadne wydarzenie nie pozostaje bez wpływu na inne rejony.
Dygresje filozoficzne zostawmy jednak na boku. „N-Plants” to przede wszystkim muzyka – już nie tak wizjonerska, jak towarzyszący jej koncept. Jenssen jest jednak artystą spełnionym i nie musi już nikomu nic udowadniać (to z kolei przywilej klasyka), przy czym wiadomo, że mowa tu o pewnym ustalonym wysokim poziomie. Ortodoksi zorientowani na „Substratę 2” (powodzenia!) mogą czuć się rozczarowani, ale to na pewno nie jest problem Jenssena, który nie chce tuczyć tym samym ziarnem kury znoszącej identyczne złote jaja.
Otwierający całość majestatyczny „Sendai-1” stanowi znakomite wprowadzenie w atmosferę albumu: ambientowy pejzaż, przestrzenny syntetyzator, niepokojąca melodia, delikatnie tykanie zegara w tle i podskórna pulsacja. W ostatnich sekundach gdzieś w oddali rozlega się alarm, zwiastujący zagrożenie. W kolejnych utworach Norweg pozostaje wierny własnemu brzmieniu z różnych okresów twórczości, nieustannie ścierając organiczne ciepło z chłodem mechanicznych dźwięków. Wiele utworów (np. „Shika-1” czy „Genkai-1”) to ukłony w stronę pierwszych płyt, zanim Biosphere zrezygnował z perkusjonaliów, z kolei idmowy „Oi-1” brzmi jak zaginiona kompozycja Vector Lovers.
Wypada to wszystko bardzo przyzwoicie – wyimaginowany soundtrack do rzeczywistych wydarzeń napawa niepokojem i skłania do refleksji, nawet jeśli są one mało odkrywcze. Taki jest też ten album, z oczywistych powodów istotny bardziej z punktu widzenia historycznego niż muzycznego. Biosphere jest czujnym sejsmografem rzeczywistości, przekładającym swoje obserwacje na język muzyki. „N-Plants” to intrygujący dźwiękowy esej, w który warto się zagłębić.
Rok albumu: 2023
Rok wydania: 2023
Gatunek: Elektronika
Nazwa zespołu: Biosphere
Nazwa albumu: N Plants
Format nośnika: CD
Format okładki: Digipack
Wydawnictwo 1/2: Biophon Records
Numer katalogowy: BIO6CD-2
Liczba nośników: 1
Data wydania: 2023-02-24
Format filtry: CD
Kod ean13: 7090029000627
No customer reviews for the moment.